przestań się zamartwiać

Przestań się zamartwiać! Rozmowa z Joanną Godecką o tym, jak martwić się mniej.

Mogłoby się wydawać, że wchodząc na ścieżkę zamartwiania nie mamy już odwrotu. Jedna obawa ciągnie za sobą kolejną i tak bez końca. Lęki w końcu skutecznie paraliżują naszą codzienność, wpływając na działanie, wybory, czy relacje. O tym, jak skutecznie zbudować wewnętrzną, bezpieczną przystań, oswajając jednocześnie lęki, w rozmowie z terapeutką i autorką książki „Przestań się zamartwiać”, Joanną Godecką rozmawia Magdalena Kowalska.

Magdalena Kowalska: „Martwię się, bo cię kocham”, tak lubimy tłumaczyć nasze zamartwianie. Czy można jednocześnie kochać i nie martwić się o drugą osobę?

Joanna Godecka: Warto zauważyć, że miłość i lęk nie mogą istnieć wspólnie w tej samej przestrzeni. Stan miłości szeroko pojętej zakłada pozytywność. Nie możemy zakładać, że musimy chronić to co mamy przed złem tego świata. Natomiast jeśli przepełnia nas lęk i zakładamy, że wszystko jest kruche, nietrwałe, pełne pułapek, to generujemy rozmaite obawy. To jest właśnie filozofia lęku. Miłość, którą  zabarwiamy lękiem, przestaje w istocie być miłością, ponieważ wtedy jesteśmy mocniej skoncentrowani na sobie, niż na drugim człowieku. Myślimy na przykład: „co ja zrobię, jeśli odejdziesz, jeśli coś ci się stanie, nie poradzę sobie bez ciebie”. To już nie jest miłość. To jest raczej posesywność.

Zdaję sobie sprawę, że trudno jest się do tego zdystansować i powiedzieć sobie „od dzisiaj taka jestem – w miłości, nie będę się o nic bać”. To wymaga zmiany punktu patrzenia na całość istnienia.

M.K: Statystyki sugerują, że kobiety znacznie częściej się zamartwiają. Z czego to może wynikać?

J.G: Przede wszystkim to jest  wzorzec zachowania. Martwiące się mamy stanowią już pewną rzeczywistość. Ten mechanizm się dziedziczy.  Nasze neurony lustrzane wielokrotnie reagują na ten sam bodziec i sytuacja się powtarza.

Kobiety również częściej używają wyobraźni i mają poczucie większej odpowiedzialności. Uważają, że to one muszą się troszczyć, przy czym są pewne, że troska zawiera w sobie element zamartwiania się, co nie jest prawdą. Troszczyć się o kogoś, to zabezpieczać jego potrzeby, natomiast niekoniecznie trzeba robić to z lęku. Tak samo jest z odpowiedzialnością, która utożsamiana jest z zamartwianiem, a w rzeczywistości jest ona po prostu konfrontowaniem się i działaniem.

Kobiety także częściej ujawniają, że są zmartwione, mężczyźni natomiast udają, że się nie martwią. Chłopcy dziedziczą więc wzorzec  ukrywania uczuć, w tym swoich obaw.

M.K: Przywołując gabinetowe doświadczenia, czym z kolei najczęściej martwią się mężczyźni?

J.G: Z mojej praktyki nie wynika prosta statystyka. Mężczyźni, którzy się do mnie zgłaszają mają zazwyczaj problemy relacyjne, dotyczące związku lub jego braku. Czyli tak samo, jak w przypadku kobiet. Ale oczywiście boją się często o swój prestiż, status. Zdarza mi się pracować z mężczyznami, którzy mają do podjęcia ważną decyzję obarczoną ryzykiem i pojawiają się obawy. Często są to sprawy dotyczące pracy, codzienności, sytuacji związanych z egzystencją, ale gdy zagłębiamy się bardziej, okazuje się, że kryją się pod nimi także lęki o dzieci, o bliskich, czyli sprawy bardziej osobiste.

M.K: W najnowszej książce wspomina Pani, że pracę z lękami warto zacząć od budowania bezpieczeństwa, a nie próby walki z nimi. Na czym polega istota tej różnicy?

J.G: Kiedy z czymś walczymy, mamy w sobie element napięcia i konfliktu.  A kiedy coś budujemy, wtedy wchodzimy w pozytywność. Czyli zamiast walczyć z lękiem, lepiej stworzyć dla niego alternatywę. W tym przypadku będzie to bezpieczna rzeczywistość i przekonanie się, że tak też można. Wtedy możemy uwolnić się od lęku i zobaczyć, że patrząc na życie i siebie z innej perspektywy czujemy się komfortowo. To jest funkcjonalne.

M.K: O jakie obszary powinniśmy zatem zadbać?

J.G: Właściwie powinnam powiedzieć, że o wszystkie, bo jeśli o jakiś nie zadbamy, to właśnie tam lęk się będzie ukrywał. Najważniejsza relacja w życiu, to relacja ze sobą, bo od tego wszystko się zaczyna. Czyli jeśli w sferze osobistej mamy  deficyty, na przykład  uważamy się za osobę słabą, bezradną, nie dość dobrą, to wszystkie nasze działania i relacje będą pochodziły właśnie z lęku. Pierwszym krokiem jest więc spojrzenie w lustro i zobaczenie innej osoby, niż do tej pory. Nie bezbronnej, tylko takiej, która sobie radzi.  Do takiej osoby można poczuć zaufanie. To bardzo istotna sprawa. Jeśli ufam sobie, wtedy wiem, że sobie poradzę.

Kolejna relacja dotyczy otoczenia. Jeśli nawet akceptujemy siebie,  bywa, że myślimy niezbyt dobrze o innych, co może być efektem schematów pochodzących z wcześniejszych doświadczeń. Na przykład uważamy, że ludzie są interesowni, zawistni, nieszczerzy. Jeśli decydujemy się nadal patrzeć na nich z takiej perspektywy,  będziemy się spodziewać zdrady, zagrożenia. Czyli warto zweryfikować  podejście.

Kolejny obszar to nasza sprawczość, nasze działanie. Możemy mieć tu także niefunkcjonalne schematy w myśleniu, na przykład „nie wolno wznosić się za wysoko, bo upadek jest bolesny”, „lepiej się nie wychylać”, etc. W efekcie tych myśli  będziemy zachowawczo i z lękiem podchodzić do życia.

Sprawa następna to temat zmiany. Jeśli nie chcemy żyć w lęku, to nie możemy kurczowo się czegoś trzymać i liczyć na to, że tak przetrwamy. Musimy mieć odwagę wprowadzać zmiany i ewoluować. Myślenie w stylu „to co mam, jest dobre, muszę to ochraniać, bo zmiana może zmienić to na gorsze” nie pomaga.

I jeszcze  duchowość. Jeśli wyobrażenia na temat naszego istnienia, czy też siły wyższej są pozytywne, to lęk znika. Nie mam tu na myśli religijności, szczególnie w jej dogmatycznej odsłonie. Myślę o poczuciu jedności, połączenia ze Wszechświatem, co sprawia, że nie czujemy się samotni i oddzieleni.

M.K: Czy istnieją cechy osobowości, które są wyraźnie związane z naszym poczuciem bezpieczeństwa?

J.G: Istnieją badania sugerujące, że osoby z zaburzeniami lękowymi mają pewne wspólne cechy. I część z nich jest pozytywna, na przykład twórczość, pozytywność, empatia. Są to osoby z szerszym spektrum emocji i być może właśnie  przez tę emocjonalność są bardziej podatne na lęki, ich wyobraźnia jest łatwiejsza do pobudzenia. Wśród innych wspólnych cech znajdujemy perfekcjonizm, czyli przekonanie, że nic nie jest wystarczające dobre zarówno w nas, jak i otoczeniu. Z tego wynika także przymus kontrolowania, co jest kolejną cechą osób z lękowym nastawieniem. Oprócz tego ignorowanie oznak stresu, kiedy wyłączamy nasz wewnętrzny abs mówiący „odpocznij, spokojnie, bo wypadniesz z trasy”. Ale także nadmierna potrzeba akceptacji, kiedy wymuszamy na sobie pewne zachowania lub zaprzeczamy sobie po to, aby uzyskać akceptację od innych. Jest to związane z obniżonym poczuciem wartości, które współgra z lękiem.

M.K: Wątek, który bardzo mnie zainteresował, to „inteligencja serca”. Czym ona jest i jakie ma dla nas znaczenie?

J.G: W drodze badań okazało się, że serce nie jest jedynie mięśniem, ale że ma aż 60 % komórek sensorycznych, neuronowych. Udowodniono również, że zapisuje ono własne doświadczenia w obszarze emocji. Mózg zapamiętuje to, co jest dla nas logiczne, natomiast serce ma własny zapis energetyczny, który potem wędruje do podwzgórza. To według mnie wyjaśnia, dlaczego ludzie po terapii, która koncentruje się na zmianie myślenia, mówią „ja to wszystko wiem, ale i tak się boję”. Na przykład osoba obawiająca się wystąpień publicznych może dojść do punktu, w którym jest świadoma działających mechanizmów,  świetnie przygotowana, a i tak w podczas wystąpienia  będą trzęsły jej się nogi. Może tu chodzić właśnie o zapamiętany przez serce negatywny, emocjonalny wzorzec, który aktywizuje się w podobnych sytuacjach. Szczególnie, że pole  elektromagnetyczne serca jest wielokrotnie silniejsze od  generowanego przez mózg.  Konkluzją jest, że zapis pochodzący z serca jest o wiele silniejszy. Jeśli dokonujemy zmian tylko w obrębie intelektu, nie jesteśmy to w stanie pobudzić całego systemu tak, aby się przeorientował. Musimy zmienić zapis emocjonalny, a żeby tego dokonać, warto zacząć doświadczać pozytywnych emocji. Pomaga w tym na przykład wizualizacja. Pod warunkiem oczywiście, że jest przeprowadzona w odpowiedni sposób. Czyli krok po kroku, z uwzględnieniem wszystkiego, co ma nas spotkać w danej sytuacji, w tym także własnych odczuć i emocji. Tak, aby ta nowa rzeczywistość faktycznie się pojawiła i została w ten sposób zakodowana. Nasz mózg nie rozróżnia do końca wydarzeń rzeczywistych od wyobrażonych. Wizualizacja to język obrazów, a to jest nasz podstawowy, pierwotny język, działający na nas komplementarnie. Jeśli więc w odpowiedni sposób będziemy sobie wizualizować sytuację, której  się obawiamy, w ten sposób dajemy sobie szansę wyuczenia się nowej pozytywnej reakcji. Wracając do przykładu z wystąpieniami publicznymi, mamy okazję przeżyć tę sytuację jako przyjemną i satysfakcjonującą, a potem doświadczyć tego naprawdę.

M.K: Ulubione sposoby na zamartwianie Joanny Godeckiej we własnym życiu?

J.G: Moje ulubione sposoby na zamartwianie to wchodzenie w pozytywność, między innymi poprzez praktykę obecności i medytację.  I muszę przyznać, że właśnie uświadomiłam siebie, że nie pamiętam kiedy ostatnio byłam przygnębiona i pełna obaw. Ale to, co mogę poradzić osobom, które są  na początku tej drogi, to że emocji nie powinniśmy się bać. Lęk, który w sobie mamy, to lęk przed emocjami, a nie przed rzeczywistością, która nas otacza. Emocje nie są w stanie nas zniszczyć, jeśli wyjdziemy im naprzeciw. Te  trudne są po prostu wezwaniem do zmiany wzorca. Na przykład jeśli jako kobieta boję się, że mój mężczyzna mnie zostawi,  jest to  sygnał „podbuduj swoje poczucie wartości, zaufanie do siebie, zbuduj swoje bezpieczeństwo”. Niestety zamiast tego zaczynam mężczyznę kontrolować, wchodząc w jeszcze większy lęk.

A więc w momencie, w którym czujemy nieprzyjemne uczucie, warto zrobić następujące ćwiczenie z praktyki obecności.

Po pierwsze zauważam, że jestem w kryzysie. Należy wtedy usiąść, wziąć kilka pogłębionych oddechów, uświadomić sobie swoje emocje, odnaleźć ich objaw w ciele i powiedzieć sobie „jestem obecna z tym co czuję i  odczuciami  w ciele”. W ten sposób nie stawiam lękowi oporu i  przyjmuję go. A to właśnie opór jest tym newralgicznym momentem pogłębiającym nasze trudne, emocjonalnie stany. Jeśli brak jest oporu, to  lęk nie eskaluje.

W tym momencie skupiam się na sobie i swoich uczuciach, a nie na tym, jak skontrolować świat, aby nie wydarzyło się to, czego tak bardzo się boję. Mając kontakt z lękiem, nauczę się o nim czegoś więcej, a przede wszystkim jak sobie dawać z nim radę.

Dziękuję bardzo za rozmowę.

Dziękuję również.

przestań się zamartwiać

„Przestań się zamartwiać”, Joanna Godecka, Wydawnictwo Muza.

Joanna Godecka – terapeutka, konsultantka i komentatorka zagadnień związanych z praktyką obecności, relacjami, poczuciem własnej wartości, samooceną kobiet. Ukończyła IV stopniowe Seminarium Collina P. Sissona z tytułem Praktyka Integrującej Obecności, a także Nową Szkołą Oddechu z tytułem Diploma Master Practicioner. Jest członkinią Polskiego Stowarzyszenia Terapeutów TSR (Terapia Skoncentrowana na Rozwiązaniach). Od lat z powodzeniem prowadzi własny gabinet terapeutyczny, a także regularnie udziela porad w mediach, począwszy od telewizji, poprzez popularne stacje radiowe, a kończąc na prasie i portalach internetowych. W wydawnictwie Muza ukazały się dotychczas jej trzy książki: „Bądź pewna siebie” (2018), „Nie odkładaj życia na później” (2019) oraz „Szczęście w miłości” (2019).

Previous

DIETA PRZYCZYNĄ NADWAGI?

Next

KINTSUGI. CZY MOŻNA SKLEIĆ DUSZĘ, TAK JAK CERAMIKĘ?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Check Also